Moja znajomość ze Zdzisławem Beksińskim trwała kilkanaście lat. Spotykaliśmy się regularnie przy wydawaniu kolejnych książek z jego pracami. Wciąż wspominam, jak fantastycznym był człowiekiem i jak – mimo swojego dystansu do świata – pogodnym i pełnym humoru, czego wcale nie sugerują jego obrazy. Sam określał siebie przewrotnie jako „pogodnego pesymistę”. Mimo że minęło już sporo czasu od jego śmierci, wciąż mam w pamięci parę charakterystycznych wydarzeń z nim związanych, którymi chciałbym się podzielić.
Zdzisław Beksiński uchodził za człowieka, który się fatalnie odżywia. Ulubioną jego potrawą była coca-cola i hamburger. Krążyły o nim plotki, że nie potrafi nawet ugotować sobie herbaty. Tymczasem któregoś dnia podczas pracy nad kolejnym albumem uraczył gości piwem oraz paluszkami i orzeszkami. Wiesław Ochman, znany śpiewak i wieloletni przyjaciel Beksińskiego, skwitował to dowcipnie: „Gdybym wiedział, że wyprawiasz bankiet, to inaczej bym się ubrał!”.
Introwertyczna natura Zdzisława sprawiała, że nie lubił spotkań, podróży, przeprowadzek – między innymi z tego względu nie zdecydował się na wyjazd do Stanów Zjednoczonych, mimo częstych propozycji. Często z tego powodu nie przyjmował też zleceń, pozostając wierny swoim wyborom. Kiedyś jednak uległ prośbom kolegi, aby namalować jego żonę. Miał wątpliwości co do tego przedsięwzięcia, obawiając się, że wizerunek, jaki przedstawi nie zadowoli przyjaciół i może zagrozić przyjaźni. Żartował: „Jeszcze mi wyjdzie z tego jakiś wąż”. I rzeczywiście, Staśkowi nie spodobało się to, jak artysta przedstawił jego wybrankę. Zdumiony spytał: „To moja żona tak wygląda?”. Znajomość ponoć się skończyła, a co najmniej uległa na jakiś czas „zawieszeniu”.
Inna historia mówi o tym, jak Beksiński stał się pasjonatem dobrego wina. Takie znalazł sobie nowe hobby, w szczególności zaczął być smakoszem win francuskich. Demonstrował zresztą nieraz w mojej obecności znajomość tematu. Któregoś dnia jednak, siedząc w restauracji, powiedział sobie: „Ale Beksiński, przecież ty wolisz fantę od wina!" i zamówił napój kaloryczny. Od tamtej pory przestał pić alkohol.
Zdzisław interesował sie także muzyką. Wiesław Ochman – sam muzyk – mówił, że wstydził się czasem ogromu wiedzy, jaką posiadał Beksiński, bo czuł, że wie mniej od niego. W późniejszym wieku, będąc panem już po sześćdziesiątce, poznał świat komputerów, co nie było takie oczywiste w tym pokoleniu. Swoją znajomość tematu rozwinął do tego stopnia, że to raczej nn pouczał programistów niż oni uczyli jego. Nic dziwnego, że Włosi mówili do niego Mistrzu, Doktorze, Profesorze, uznając, że musi być kimś naprawdę ważnym. On jednak zachowywał dystans do tych objawów entuzjazmu, co odpowiadało jego samotniczej naturze.
Tragiczny koniec życia Zdzisława Beksińskiego nastąpił w sposób nagły i niespodziewany: został zamordowany we własnym mieszkaniu. Parę lat wcześniej popełnił samobójstwo jego jedyny syn Tomasz. Na jego rękach umarły trzy bliskie mu kobiety: jego matka, teściowa i żona, wszystkie mieszkały z nim w jednym mieszkaniu. Wydaje się, że w jego obrazach odnaleźć można coś z atmosfery fatum, które zdawało się ciążyć nad rodziną Beksińskich. Po śmierci wiele jego prac trafiło do muzeum w rodzinnym Sanoku, któremu podarował swój dorobek.