Wszystko zaczęło się, gdy pewien czas temu buszując po stronie internetowej jednego z kobiecych czasopism trafiłam na grono oburzonych kobiet. Ich niezadowolenie skierowane było na autora listu pt. 'Gładka skóra mojej żony'. Postanowiłam odszukać ów korespondencję w sieci, aby zgłębić co tak zdenerwowało czytelniczki i móc spojrzeć na wyrazy ich niezadowolenia z odpowiedniej perspektywy. A wyglądało to tak..
W liście pt. Gładka skóra mojej żony pewien starszy Pan opisuje 'stan' swojej współmałżonki, np. 'Gdy leży na słońcu na Teneryfie, wygląda jak małolata. Skórę na nogach i wszędzie ma gładką i napiętą, NIE MA ŚLADU cellulitu, galarety czy przebarwień. Jest o wiele zgrabniejsza i wygląda młodziej od młodych Hiszpanek' ponadto ma wiecznie umyte włosy, nie chodzi w rozdeptanych kapciach, je regularnie aczkolwiek niewiele i do tego często spaceruje.. No i pewnie wszystko skończyłoby się jakby nigdy nic, gdyby nie podsumowanie, które wywołało gniew wśród czytelniczek, mianowicie: 'Nie potrzeba żadnych bzdurnych diet, lekarstw i kremów. Wystarczy żyć normalnie i panować nad apetytem. Czy to zbyt trudne dla innych kobiet?' I tu rozpętało się piekiełko, którego wyraz można znaleźć na stronie, od której zaczęłam swoją przygodę z tym wątkiem, mianowicie tu.
Pierwsza rzecz jaka przyszła mi na myśl to fakt, że sama jestem bardzo ciekawa jak wygląda ów mąż tej idealnej żony. Czy sam przypadkiem nie jest podstarzałym facetem z przerzedzonym włosem i brzuchem? Może on również wygląda lepiej od młodych Hiszpanów? Jakoś ciężko było mi w to uwierzyć.
Autorka pierwszej odpowiedzi podkreśliła, że nie raz po ciężkim tygodniu nieumycie włosów i paradowanie w szlafroku przez pół dnia jest niezbędne do zachowania równowagi psychicznej. Kiedy świat wymaga od Ciebie, żebyś non stop wyglądała schludnie, zadbanie, śmigając w spódniczkach czy białych koszulach do pracy, weekend w rozdeptanych kapciach faktycznie sprzyja higienie psychicznej. Ja na co dzień ubieram się absolutnie normalnie. W pracy nie wymagają ode mnie jakiegokolwiek dress code'u dlatego z reguły wrzucam na siebie jeansy i jakiś t-shirt. Zdarzają się też dni, kiedy najzwyczajniej w świecie wbijam się w dres i wtedy jestem, chyba, najszczęśliwsza - wszystko mi elegancko zwisa i powiewa. Oczywiście przychodzą też dni i okazje, kiedy odsłonię nogi, założę szpilki, zaserwuje sobie dekolt. Jednak na co dzień nie potrzebuję takiego dowartościowania, olewam wysoki obcas na rzecz Nike'ów. Wiem jednocześnie, że pod luźnymi ubraniami chowam zadbane ciało.
Denerwuje mnie fakt, że tego typu estetyczne wymagania stawiane są (szczególnie w Polsce) głównie kobietom. To od kobiet wymaga się perfekcji, kiedy mężczyźni mogą się najzwyczajniej w świecie opieprzać. Dziewczyna powinna mieć wyregulowane brwi, ogolone nogi, wydepilowane bikini, zrobiony manicure, pedicure i Bóg wie co jeszcze. Czego natomiast wymaga się od mężczyzny? Nawet nie tego, żeby ważył mniej niż 100 kg, nawet nie tyle. W dodatku (co powtarzam od wielu lat wraz z całym światem) polskie dziewczyny są naprawdę śliczne.
Te same piękne Polki są karcone przez zapuszczonych facetów z krzaczastymi brwiami/ubytkami/obgryzionymi paznokciami (niepotrzebne skreślić), że mają jeść mniej, bo dupa im urośnie, że mają się trzymać, żeby tyłek albo cycki im nie opadły, że włos na nodze jest wyczuwalny itd. itp. Potem okazuje się, że piękne dziewczyny przez te chore wymagania mają poczucie własnej wartości gdzieś na wysokości podłogi. To zapuszczonym chłopcom służy, bo jak łatwiej utrzymać zbyt ładną (jak na siebie) dziewczynę niż robiąc jej wodę z mózgu? Całe szczęście granice są otwarte i potem w innym kraju okazuje się, że ta która tu ma sprzątać, podawać do stołu, nie odzywać się, pachnieć i przede wszystkim wyglądać jest traktowana niczym boginka przez cudzoziemców. Tych pięknie pachnących zadbanych chłopców bez ubytków, którzy nie boją się docenić albo skomplementować kobietę.
Czemu faceci nie muszą sprostać takim samym wymaganiom? Dlaczego ja mam się męczyć podczas eventów
w stylu Nocy Wysokich Szpilek wymyślonej przez facetów dla facetów? Mężczyzn, którzy w swoim życiu pół metra na obcasach nie przeszli, a ja mam się wysilać, żeby moje nogi wydawały się dłuższe dla jakiegoś palanta, który założy garnitur na imprezę i będzie wszystkie swoje braki maskował odłożonym na ten dzień hajsem. ŻAL. Czy może ja też powinnam zorganizować melanż, gdzie mężczyźni mają obowiązek np. nosić slipki i opięte jasne, lniane spodnie i do tego niech wszyscy mają na sobie japonki, żeby musieli się wcześniej wybrać na pedicure.
Autorka drugiej odpowiedzi na list odwołuje się do zdjęcia znalezionego w Internecie. 'Przed lustrem stoi piękna, zgrabna kobieta - w lustrze widzi tłustą babę. Przed drugim lustrem stoi zaniedbany, otyły mężczyzna - w lustrze widzi wysportowanego Adonisa. Przerysowana prawda o naszym postrzeganiu siebie. Zanim zada Pan kobietom pytanie o trudność trzymania dyscypliny, proszę najpierw równie surowo ocenić samego siebie' Podpisuję się pod tym obiema rękoma. Mówię to z pełną premedytacją jako osoba, której nikt nie wytknie ani jednego zbędnego kilograma, bo sama dbam o siebie. Jednak jeśli ktoś wymaga tego ode mnie chciałabym, żeby na równi wymagał tego też od siebie. Chciałabym żeby moje poczucie estetyki nie musiało kuleć, kiedy przyglądam się przedstawicielom gatunku męskiego na naszych ulicach.
Trzecia odpowiedź skupia się na żonie autora listu pisząc 'Żona-żołnierz od rana na baczność, aby mąż nie ujrzał jakichkolwiek jej słabości to rzeczywiście ideał dla mężczyzny'. Wstanie przed nim by wykonać poranną toaletę i wrócić do łóżka albo od razu lepiej zasuwać do kuchni w pełni wymodelowanej fryzurze etc. Zresztą po co tracić czas na to rano? Aby nie dostrzegł twoich wad, lepiej od razu popraw makijaż przed pójściem spać, bo jeszcze przebudzi się w nocy i zobaczy Cię bez kresek i pudru na twarzy i przestanie kochać. Paranoja.
Dlatego chciałabym podziękować wszystkim swoim kolegom i koleżankom, którzy widzą we mnie niezłą dziewczynę nawet gdy tonę w za dużym dresie. Zresztą im jestem starsza tym chętniej wybywam z domu saute, ale muszę się przyznać, że trochę czasu do tego dojrzewałam. W szał maskowania twarzy wpadłam już w końcowych klasach podstawówki pod wpływem prania mózgu zafundowanego mi przez mass media. Koniec końców, kiedy następnym razem twój chłopak/tata/brat czy kuzyn będzie Ci wypominał ile jesz, sama sprawdź procent jego tkanki tłuszczowej, bo, jak to się mówi, kibic z dala niech sp******a i z dietą, zadbaniem czy ogólną estetyką też się to sprawdza.
Po więcej świetnych tekstów Chaki zapraszamy Was na oficjalny blog autorki ( polecamy!) www.talentedasfuck.blogspot.com