Twórczość Cecyli Malik to nic innego jak jej życie. Starsze pomysły pociągają za sobą nowe, a nam dostarczają pięknych wrażeń i przede wszystkim możliwość zabawy. Co mogła wykombinować kobieta kochająca skakać po drzewach? I czym jeszcze nas zaskoczy? Zapraszam do wywiadu z Cecylią, niezwykle inspirującą osobą, w którym dowiecie się nieco o jej projektach artystycznych, sposobie działania, środkach tworzenia i czerpaniu przyjemności z tego co się robi.
- Czy zauważasz kiedy do głowy wpada Ci pomysł, który później realizujesz? Przykładowo projekt Miasto. Szłaś sobie ulicą i nagle zobaczyłaś małe detale, które przykuły Twoją uwagę? Jak wygląda proces poszukiwania tematu na kolejne projekty?
- Z jednej strony jeden projekt pracuje na drugi, powoduje sytuacje, konteksty, dzięki którym może przyjść pomysł na następny. Wszystko się układa jak domino, jedno po drugim, ale też przy każdym projekcie przychodzi taki moment olśnienia: "tak to jest to!". Mogę opowiedzieć jak to było przy różnych projektach...
- To może najciekawszy
- Możemy wrócić do Miasta i fragmentów z chodników i ulic. Pod koniec studiów miałam już syna Antka, a z Urszulą byłam w ciąży. W wakacje miałam taki czas, że spacerowałam wszędzie z Antkiem za rękę. Byliśmy w górach i chodziliśmy kamienistą drogą pod górkę i z górki, tam i spowrotem. Zauważyłam, że przypatruję się kamykom. Nigdy nie patrzyłam się pod nogi, zazwyczaj obserwowałam to co jest w górze. Było bardzo deszczowe lato i wszystkie kamyki były mokre. Zaczęłam portretować te kamienie. Po powrocie do Krakowa i po tym ciągłym przypatrywaniu się na kamyki zauważyłam, że w mieście też mamy zaklęcia! Bardzo mi się podobały ornamenty na żeliwnych studzienkach. Na jednej były 4 błyskawice - bardzo magicznie to wyglądało, jak jakiś talizman. W ogóle nie wiedziałam co to znaczy, ale było to na swój sposób niesamowite. Wszystko wynikało z tego, że tak powoli łaziłam z moimi dziećmi :) Chciałam to namalować. Taką drogę z miasta, z obecnej rzeczywistości. Zrobiłam zdjęcia, ale w ogóle mi nie szło malowanie ze zdjęć. Pomyślałam: "kurde, jakbym przed tym usiadła to w godzinkę bym to namalowała".
- Musiałaś się przełamać?
- Wstydziłam się siąść po raz pierwszy na ulicy, ale po chwili zobaczyłam, że to jest niesamowite! Że muszę się przełamać, muszę być odważna, ci wszyscy ludzie, oddziaływanie miasta... Malowanie jest psychiczną aktywnością, strasznie wyostrza percepcję i zmysły. Muszę się bardzo mocno przypatrywać, zapamiętać i przenieść tą rzecz na płótno a to wymaga dużej koncentracji. Ogólnie wyostrzają mi się wszystkie zmysły i wszystko co się dzieje podczas malowania jest bardzo intensywne, chłonie się otaczającą rzeczywistość.
- A jak przyszedł pomysł na Pana Żula?
- Zdaję sobie sprawę, że we wszystkich projektach tematy dotyczą rzeczy mi bliskich, bardzo dobrze znanych, np. moja droga codzienna. Wiem, że inspiracji nie znajduję w mojej głowie tylko na zewnątrz. Muszę wyjść z domu, żeby coś mi przyszło do głowy. Na początku nie wiedziałam co mam robić, miałam kompletną pustkę w głowie. Zrobiłam taki projekt, który nigdzie nie zaistniał. Miał być raczej ćwiczeniem dla mnie samej. Robiłam własny kalendarz, który polegał na tym, że codziennie przez cały rok prosiłam przypadkowego przechodnia, żeby zrobił mi portret moim aparatem. Ja też robiłam tym osobom zdjęcie. Każdego dnia miałam dwa zdjęcia. Dzięki temu mogłam też zobaczyć siebie na przestrzeni roku. Raz zdjęcie robił mi robotnik naprawiający chodnik, innym razem kolega fotograf. Pewnego razu zaczepiłam pijaka z ulicy, żeby zrobił mi zdjęcie. Potem zdałam sobie sprawę, że ten Pan mieszka obok mnie, w takim domku, który przylegał do mojej kamienicy. Zaczęłam o nim myśleć. Stresowało mnie, że grzebie w śmietniku. Kilka razy (nie myśląc jeszcze wtedy o sztuce) powiesiłam mu na płocie jedzenie, raz przyniosłam herbatę. Dwa dni później znalazłam pod drzwiami białą plastikową lilie ze srebrną wstążką. Był to przedziwny materialny obiekt i zaczęłam patrzeć na niego w kategoriach sztuki. Wiosną, kiedy miałam jakiegoś maksymalnego doła postanowiłam, że wejdę do tego jego ogródka!
- Czyli nigdy wcześniej nie widziałaś się z Panem Żulem?
- Nie. Bałam się tam wejść! I bałam się jego. Ale kupiłam papierosy, piwo i poszłam do niego. Powiedziałam, że nie mam nic wspólnego ze strażą miejską, że jestem artystką, maluję rzeczy z ziemi, a u niego też widzę dużo ciekawych skarbów. Zaczęłam robić zdjęcia tym jego złomom... i tak się zakolegowaliśmy. Czasem pożyczałam od niego te złomy i malowałam je w domu. Potem zrobiłam tam wernisaż, ale to wszystko wyniknęło z przypadkowego spotkania i zaczęło narastać. Na ten projekt zapracował Kalendarz, ale też to, że malowałam wcześniej rzeczy znalezione.
- Czyli wszystko się połączyło
- Dokładnie. Z jednej strony miałam ten swój własny kryzys, a z drugiej olśnienie: tak to jest to!
- A 365 Drzew?
- To już w ogóle powstało na bazie tego Kalendarza. Roczna praca z Kalendarzem została przeniesiona na formę drzew. Znowu każdego dnia robiłam sobie zdjęcia.
- Ale skąd wziął się pomysł na Drzewa?
- Robiłam warsztaty dla dzieci w Bunkrze Sztuki o bohaterach. Pomyśałam, że opowiem dzieciakom o moim ulubionym bohaterze Cosimo z książki Italo Calwino „Baron Drzewołaz". Szukałam ilustracji, ale nie było żadnych. Więc poprosiłam moje dzieci, żeby zrobiły mi zdjęcie, które zobrazuje na warsztatach mojego bohatera. Siedząc na drzewie pomyślałam sobie: "zrobię kolejny kalendarz". Z jednego pomysłu zrodził się kolejny. A w tym czasie też miałam kryzys :)
- Czyli na dobre wychodzą Ci te kryzysy, w końcu przeradzają się w coś pięknego
- Tak, zawsze wtedy wychodzi mi dobra sztuka! Najczęściej są to wkurwy. Jak jestem wściekła, nie smutna, ale wściekła to muszę coś zrobić!
- Dużo Twoich projektów jest bliskie naturze. Ty też jesteś taka? Czujesz związek z naturą?
- Zawsze lubiłam chodzić po drzewach. Z tego powodu tak się zachwyciłam książką "Baron Drzewołaz", 12-letni zbuntowany chłopiec, pokłócił się z ojcem i wlazł na drzewo. Dotrzymuje katorżniczego postanowienia, że do końca życia nie dotknie stopą ziemi. Pojawiają się tam przepiękne opisy przyrody, czuje się je wszystkimi zmysłami. Bardzo mnie to zachwyciło. Jak zaczęłam robić 365 Drzew to zauważyłam jaką radość daje mi praca z pejzażem. Wszystkie te rzeczy są mi totalnie bliskie. Moja babcia była biologiem, moi rodzice są artystami, tata rzeźbiarz i skrzypek, z mamą poznali się w górach. Z siostrami byłyśmy w górach prawie codziennie. Nie było dnia bez spaceru. W naszej rodzinie było swięto za każdym razem kiedy było widać Tatry. Od małego byłyśmy uczone nazw kwiatów i drzew. Te wszystkie miejsca w Krakowie, które są dla mnie ważne, okolice kopca, las łęgowy czy Zakrzówek - tam spędzałyśmy czas w dzieciństwie. Zdałam sobie sprawę, że jestem całkowicie sobą w swoich projektach i właściwie... zaczęłam robić profesjonalnie moje zabawy z dzieciństwa. Zawsze byłam organizatorką zabaw, uwielbiałam wakacje i starałam się wykazać swoim potencjałem. Teraz też niejednokrotnie słyszę, że organizuję zabawy :) To jest to - nasze życie! Nie wymyśliłam sobie, że zajmę się teraz ekologią...
- Wróćmy do 365 Drzew, to chyba Twój najpopularniejszy projekt?
- Stał się popularny przez facebooka. Po założeniu konta zaczęłam się zastanawiać co można robić na takim portalu? Pomyślałam, że to jest genialne medium! Wrzuciłam pierwsze zdjęcia drzewa na facebook i okazało się, że bardzo szybko zrobiła się taka społeczność, która mi kibicowała i towarzyszyła w tym projekcie. Dlatego też w nim wytrwałam. Jak o 22.00 nie było jeszcze zdjęcia to dostawałam maile "Cecylia gdzie jest drzewo?". Fajnie bo miałam dla kogo to robić. W tym czasie poznałam działaczy, aktywnych ekologów. Od Mariusza Waszkiewicza dowiedziałam się, że ktoś chce budować coś na Zakrzówku.
- Czyli kolejne przejście z jednego projektu do drugiego
- Tak! Mariusz Wszkiewicz zamieścił informację o Zakrzówku na facebooku. Pomyślałam sobie, że przez 365 Drzew poznałam tylu ludzi, tyle mediów, a to jest właśnie okazja, żeby wykorzystać znajomości w dobrej sprawie. Z kolei przy Modraszek Kolektyw konsultowałam się z ornitologiem - Kazimierzem Walaszem, który prowadził badania nad Zakrzówkiem. Powiedział mi: "Cecylia, Zakrzówek to nic! Tak naprawdę korytarzami ekologicznymi są doliny rzek. Tam jest najwięcej zwierząt". I automatycznie przy Modraszkach poznałam człowieka, który stał się dla mnie przewodnikiem przy kolejnym projekcie - 6 Rzek.
- Jakie tematy poza ekologią towarzyszą Ci w Twoich działaniach?
- Napewno miasto, taka moja rzeczywistość którą znam i po prostu - najbliższy świat.
- Twoje projekty to poniekąd sztuka zaangażowana. Co chcesz powiedzieć ludziom?
- Zarówno Modraszek jak i Ulica Smoleńsk to były projekty tworzone razem z moją siostrą Justyną. Ulica Smoleńsk to był projekt o naszej prywatnej historii, naszym domu, z którego rodzice musieli się wyprowadzić z powodu podniesienia czynszów w centrum Krakowa. Bardzo chciałyśmy nagłośnić tę sprawę. Takich ludzi jak nasi rodzice było wtedy tysiące i pewnie dalej jest. Wtedy naprawdę ruszył się temat w mieście. Ludzie nie chcieli tego nagłaśniać, było to dla nich zbyt przykre - robić z prywatnej sprawy publiczną. To był bardzo osobisty i trudny projekt, ale on pokazał, że dobrze jest nie ukrywać takich problemów. Zaczęła się w ogóle dyskusja na ten temat. Modraszek Kolektyw to była akcja w której chodziło o efekt - uratowanie Zakrzówka. Natomiast w przypadku Rzek i Drzew jest zupełnie inaczej, robię coś bardzo osobistego, ale jest to na tyle autentyczne, że zaczyna przyciągać innych ludzi i potem aspekt społeczny przychodzi automatycznie.
- Opowiedz, jak to było z Rzekami?
- Najpierw spłynęłam z Kazimierzem Walaszem wszystkimi rzekami w Krakowie, potem zaczęłam się zastanawiać jak to wszystko zrobić, żeby było piękne. Zaprosiłam mojego znajomego operatora, żeby wspólnie zrobić filmy - bajkowe, tajemnicze, senne... Pracowaliśmy w bardzo małym zespole przez rok. Co jakiś czas wrzucałam zdjęcia na facebook, a grono ludzi w okół mnie się powiększało. Płynąc rzeką Prądnik jeszcze nie miałam konkretnego planu. Zobaczyłam w pewnym miejscu gigantyczną tamę z butelek pet i wcale się nie zmartwiłam tym widokiem, nawet się ucieszyłam, że to będzie super zbudować z nich łódkę! Zamienić ten syf w coś pięknego. Fota tamy cały czas robi wielkie wrażenie bo jest taka mocna! Dzięki tej focie zrobiono sprzątanie rzeki Prądnik, ludzie przyszli, posprzątali i nie ma tam już ani jednej butelki!! Stanęły tablice informujące o użytku ekologicznym w tym miejscu. Nie zamieściłam tego zdjęcia myśląc, że chcę coś zmienić, ale przez środowisko osób w jakim się znajduję, wspólnie wychodzi z tego fajna rzecz.
- A więc Twoje działania wpływają na rzeczywistość
- Wiesz z czego to wynika? Chyba z tego, że jak coś robię to się z tego cieszę i potwornie się tym jaram. Tylko o tym gadam, jestem pochłonięta tym co robię i to się wielu ludziom udziela.
- Z Twojego punktu widzenia co zrobiło najwięcej szumu?
- Największą zmianę zrobił Modraszek Kolektyw dlatego, że on był najbardziej polityczno-społeczny. We wszystkich innych projektach jednak przoduje sztuka, a w Modraszku sztuka była na usługach. Włożyłam dużo pracy w zbadanie tematu. Chodziło o walke i ten projekt miał taki być. Miało być o tym głośno. Media nie pojawiły się przy okazji, one były celem! Celem był szum w okół tematu, w innych projektach o to nie chodzi. Ale jednak najbardziej znane są Drzewa. Niesamowicie zagrała tutaj codzienność, to było jak kropla drążąca kamień. Jak chcę żeby bardzo dużo ludzi się o tym dowiedziało i robię to codziennie to po 20-tu razach ktoś nie załapie, ale po 50-ciu: "O kurde! Ona rzeczywiście to robi!". Strasznie dużo ludzi się o tym dowiedziało.
- A w Rzekach chodziło o zasygnalizowanie jakiegoś problemu?
- O rzekach nie można powiedzieć tak prosto. To miał być projekt artystyczny, chciałam zrobić coś pięknego, piękny film. Zaczęły mnie interesować rezerwaty miejskie, takie dziury w mieście gdzie występuje dzikie życie. Miało to dla mnie wiele wymiarów - nieznane miejsca w Krakowie, jednak z wieloma ważnymi aspektami. Po pierwsze: to była podróż odkrywcza. Prawdopodobnie nikt wcześniej nie spłynął wszystkimi rzekami Krakowa. Odkrywanie czegoś co tak naprawdę jest zaraz obok nas a przez całe życie tam nie byłeś! Po drugie: przygoda (czasami trudna) i po trzecie: zabawy z dzieciństwa, odkrywanie krainy, która jest zaraz pod domem - każdy z nas to przerabiał. Chciałam, żeby film 6 Rzek wyglądał jak filmy podróżnicze z dalekich krain. Trochę taka anty-podróż. Dopiero potem, w trakcie robienia projektu, kiedy poznałam nowych ludzi, okazało się, że rzeki to jest poważniejszy problem niż drzewa! Rzeki są w strasznym stanie i w Polsce ma miejsce ogromna destrukcja rzek...
- Czyli zaczynając projekt 6 Rzek nie wyszłaś od strony problemu?
- Wyszłam od piękna. Chęć zrobienia pięknego obrazu. A im piękniejszy jest obraz tym więcej ludzi się nim zachwyci. Potem dopiero wpadłam na to, że przy okazji piękna można przekazać jeszcze coś ważnego. Powiem Ci, że z Modraszkami też tak trochę było. Dowiedziałam się, że jest jedna malutka rzecz, która Zakrzówek chroni, jest to motyl modraszek, który znajduje się na liście gatunków chronionych. W głowie zaczęłam sobie wyobrażać, żeby zrobić coś fajnego. Te niebieskie skrzydła... Gdyby Cristofer (kontynuator Drzew) włożył takie niebieskie skrzydła i byśmy tak pląsali po łące... Kilka miesięcy później, kiedy pojawiło się realne zagrożenie dla Zakrzówka pomyślałam: "nie dwa motylki... sto motylków! To by dopiero wyglądało!". Wyobraziłam to sobie i strasznie chciałam, żeby się to stało. Tak więc znowu wyszło od potrzeby pięknego obrazu.
- Działając w przestrzeni miejskiej, spotykasz się z jakimiś problemami ze strony miasta?
- W przypadku Modraszka, wiadomo, że wszystko było na dziko no i poprostu dostałam mandaty...
- Za co?
- Za to, że zebrało się więcej niż 15 osób bez wcześniejszego zezwolenia. Nie wiedziałam o tym, że trzeba mieć takie zezwolenie. Taki mały kruczek, który wykorzystała Firma Gerium. To było 200 zł, potem kolejny mandat za przechodzenie przez siatkę i kolejne 200 zł i jeszcze był mandat za to, że mieliśmy nagłośnienie na manifestacji. Nie wiedziałam, że trzeba rejestrować nagłośnienie.
fot. Bogdan Krężel
- A przy perfomensie na ulicy Smoleńsk, kiedy wyrzucaliście meble z 3 piętra, nie było problemów?
- To był performens mojej siostry Justyny Koeke, ja robiłam inne rzeczy przy projekcie Smoleńsk, ale pomagałam jej przy wyrzucaniu mebli. Tak więc poszłam do firmy, która wypożycza znaki drogowe i powiedziałam, że będziemy się przeprowadzać, przyjedzie duży samochód i w związku z tym nikt tam nie może na ten czas parkować. Dostałam znaki drogowe, które działały w określonych godzinach, danego dnia. Oprócz tego wszystkim mieszkańcom tej ulicy, ktorzy tam parkują samochodami rozdałyśmy ulotki o tym co się będzie działo a przy okazji porozmawiałyśmy o akcji. Akcji nie konsultowałyśmy ze strażą miejską :)
- Nie pojawili się w trakcie?
- Nie. Przyjechała policja, kiedy już sprzątaliśmy. I zobaczyli te znaki, ale nie wiedzieli do końca czego i kogo one dotyczą.
- Drzewa nie występują tylko w projekcie 365 drzew. Ostatnio zaszyłaś się w lesie łęgowym
- Tak. Znowu mamy bardzo podobną historię. Zajmując się Zakrzówkiem, dowiedziałam się, że ekolodzy bardziej martwią się lasem łęgowym w Przegożałach. Jeśli las zostałby kiedyś wycięty to stracimy najcenniejszy przyrodniczo obszar Krakowa (jeśli chodzi o ilość występowania gatunków). Chodziliśmy w to miejsce już w dzieciństwie. Tam pierwszy raz zobaczyłam rzęsę wodną. Robiąc 6 Rzek miałam plan żeby pokazać ten obszar na filmie. Tam zresztą znalazłam wyrzeźbioną wiewiórkę w kawałku drewna, zrobioną przez bobra. Chodząc po tym lesie wpadłam na pomysł, żeby zrobić sobie tam pracownię. Chcę zrobić roczny cykl obrazów, pokazać jakie zachodzą zmiany w tym lesie.
- Jak Ci się tam pracowało? Spotykałaś jakichś ludzi?
- Nie. Na początku bałam się tam iść sama. Będę malować sama obrazy w lesie, przyjdzie jakiś pijak, zabije mnie psychopata i nawet się nikt nie dowie. Najgorsze myśli. Ale zdałam sobie sprawę, że jest to dla mnie bardzo bliskie miejsce
- Chyba mało mieszkańców Krakowa wie o istnieniu tego wyjątkowego miejsca
- Grupa osób, które chodzą tam to są ludzie, którzy byli w tym miejscu na wernisażu i którzy polubili to miejsce bo się dowiedzieli ode mnie. Moi znajomi fotografowie zrobili tam przepiękny cykl zdjęć, świetni ludzie się tam pojawili. Kolejny raz kiedy maluję na zewnątrz. Tym razem jest trudniej bo są to duże obrazy. Wcześniej wchodziłam na drzewa, poznawałam je bardzo zmysłowo, a teraz klęcze przed nimi i tak je na maksa kontempluje. Oddaje im pewnego rodzaju hołd, portretuje je, przyglądam im się bardzo długo.
- Teraz też malujesz?
- Tak, choć jest to bardzo trudne bo jest zimno.
- Jakie masz plany na najbliższy czas?
- Chciałabym skończyć ten Las Łęgowy, w marcu będzie moja duża wystawa w Bunkrze Sztuki. W ramach tej wystawy chciałabym rozkręcić akcję dotyczącą rzeki Białki. To może być trudne bo jest to poza Krakowem, więc muszę poszukać partnerów. Dowiedziałam się, że w dwóch górskich wsiach chcą pogłębić Białkę. Rzeka została objęta programem Natura 2000, ale są plany, żeby znieść program na tych odcinkach i móc ją pogłębić... Chcę zgłębić tą sprawę i zrobić tam jakąś akcję.
- Co sprawia Ci największą frajdę w Twoich działaniach?
- Cieszy mnie w sztuce możliowość przeżycia pięknej przygody. Taką wielką radość daje mi robienie czegoś razem. Tyle ludzi robi coś spontanicznego, wspaniałego razem, są to dla mnie chwile największego szczęścia. Poczucie wspólnoty w jakiejś dobrej sprawie. Ale też zrobienie draki, zagrania na nosie jakimś "ważniakom".
Skąd się wziełaś... z lasu ;)
Jak długo malujesz ... od bardzo dawna, od 20 lat
Najważniejsze osiągnięcia... 365 Drzew, Modraszek Kolektyw, wystawy w Galerii Zderzak, a w tym roku stypendium Ministra Kultury
Malarstwo dla Ciebie ... to niezwykle trudna sztuka
Najbardziej lubisz... jak dużo się dzieje i jest dużo ludzi i dużo przygód
Denerwuje cię... poczta, a najbardziej to straż miejska
Marzysz... o wolności i forsie za obrazy, pieczeniu suma nad Wisłą i wiśniówce w jakimś przemiłym gronie
Sztuka... to moje życie
Muzyka ... porywa mnie całkowicie, mocniej działa niż obraz, wyraża emocje, daje niesamowite uczucie szczęścia i wolności
Rzeczywistość, z którą różnie bywa... wciąż brak mi prawdziwego poczucia rzeczywistości
Przyszłość... nieznana, nowa
Twoje ostatnie zdanie... dziś go nie mam