Polska blogosfera, choć pełna jest samozwańczych bogów i kiczowatych treści, ma za sobą rzeszę znakomitych jednostek, których styl życia porywa czytelników i dla wielu staje się inspiracją.
Osobiście należymy do grona ludzi zainteresowanych wyłącznie treścią wartościową w wiedzę lub pozytywny przekaz, bo na całą resztę szkoda czasu! I właśnie Magdalena Stępień – Tattwa, należy do grona naszych ulubionych autorów, bo to przykład osoby, która nie narzuca się odbiorcom. Nie stara się zrobić z czytelnika debila, nie zadziera nosa, nie sprawia, że czujesz się gorszy, lub że czujesz, że jej się wydaje, że jest lepsza. To autorka, która obojętnie czy poleca film, książkę, krem do twarzy, czy opisuje trochę własnych przemyśleń, historii z życia – nie marnuje Twojego czasu. Jej teksty są literackie, do czytania jednym tchem. Pozwalają się zrelaksować, uśmiechnąć, zamyślić... są jak dobra książka, jak dobry felieton.
Dlatego zaprosiłam Magdalenę do rozmowy. Postanowiłam zapytać o nią, jej stosunek do blogosfery, o to dla kogo i dlaczego pisze, a przy okazji ogromnie chciałam przedstawić ją Wam!
Droga Magdo. Jestem ogromnie ciekawa jaka jest Twoja definicja blogosfery. Dla kogo ta przestrzeń w internecie jest zarezerwowana? Pytam zarówno o autorów jak i odbiorców.
Mówiąc o blogosferze nie mamy zwykle na myśli wszystkich blogów znajdujących się w sieci – przynajmniej ja tego tak nie odbieram. Mam wrażenie, że określa to bardziej konkretne środowisko, w którym ludzie znają się nawzajem i – co jest faktem – pomagają sobie. Te blogi mają wspólnych odbiorców, blogerzy polecają się nawzajem. Reszta jest jakby poza tym wszystkim – świetnym przykładem jest Kataryna czy w ogóle blogi związane z polityką. Grupy odbiorców tych treści oraz czytelników blogów związanych z tym, co mam na myśli mówiąc o blogosferze, raczej słabo się przenikają. Jeśli natomiast uznamy, że „blogosfera” odnosi się do ogółu blogów, to jest to przestrzeń zbyt wielka i jednorodna, żeby w jakiś sposób ją definiować. To, co mam na myśli mówiąc o blogosferze, Natalia Hatalska (jeśli dobrze pamiętam) określiła kiedyś trafnie mianem „blogosfery core'owej”. To właśnie tu powstaje najwięcej wspólnych blogerskich inicjatyw, tu rodzą się duże kampanie reklamowe i... największe kryzysy oraz starcia.
Pisać może absolutnie każdy, czytać blogi – także. Jeśli jednak patrzymy na blogosferę tak, jak ja ją widzę, jest to skupisko treści przede wszystkim lekkich, lifestyle'owych. Niewiele tu blogów ściśle tematycznych, skierowanych do pasjonatów określonej dziedziny – np. do fanów kolarstwa lub osób interesujących się historią II wojny światowej. Nawet środowiska blogów modowych i kulinarnych są w jakimś stopniu oddzielone, hermetyczne. Dość wymiernym obrazem polskiej blogosfery jest dla mnie coroczny ranking Kominka, zawierający te blogi, które mają dużą siłę oddziaływania w obrębie tej trudnej do zdefiniowania przestrzeni internetowej. Poza blogami specjalitycznymi (Hatalska) lub jedynymi w swoim rodzaju perełkami (Jak oszczędzać pieniądze) blogosfera w moich oczach odpowiada na pytanie „jak żyć”. Ta odpowiedź brzmi „fajnie”.
Co jest najbardziej charakterystyczne dla tej 'branży' i jaki panuje klimat w środowisku blogerów? Czy Ciebie jako autora do czegoś to zobowiązuję, czy może masz swoje osobiste podejście do kwestii pisania publicznie, i tworzysz własną markę?
Jakiekolwiek uogólnienie jest tu krzywdzące dla osób przełamujących schemat, ale kiedy myślę „blogosfera”, widzę posty o życiu młodego człowieka w dużym mieście, korzystającego aktywnie z kultury, nowych technologii, rozrywek i wplatającego w to swoje osobiste refleksje. To oczywiście tylko część tego środowiska, ale właśnie takich blogów widzę najwięcej, jakby instynktownie wiązały się z grupą. Nie mogę stwierdzić, że ma to jakiekolwiek przełożenie na rzeczywistość, to tylko moje prywatne odczucia. Czuję się związana z blogosferą, ale raczej na gruncie prywatnym – poznałam dzięki blogowaniu świetnych ludzi i utrzymuję z nimi kontakt, ale pierwsze zachłyśnięcie się specyfiką środowiska już mi przeszło. Nie czuję potrzeby integrowania się na siłę, bycia rozpoznawalną w grupie. Nie znaczy to jednak, że mam potrzebę radykalnego odcinania się – chciałabym raczej zaproponować jakąś alternatywę, wypracować przestrzeń dla nieco innych treści, np. dla blogów takich jak Halo Ziemia, których rosnąca rozpoznawalność bardzo mnie cieszy. Tak naprawdę chyba właśnie o to chodzi – chciałabym, żeby w blogosferze obok treści lekkich, rozrywkowych, pojawiały się częściej trudne tematy, społeczne kontrowersje, wyzwania dla czytelnika. Nie widzę jednak sensu w bojkotowaniu innych blogerów – po prostu robię swoje i dopinguję tych, którzy mają podobne zdanie. Wydaje mi się, że w internecie zmieścimy się wszyscy :)
Skupmy się na Twoim blogu. Kultura, społeczeństwo, samo życie, moda i uroda – to wszystko o czym piszesz. Co powoduje, że chcesz dzielić się z resztą świata swoimi spostrzeżeniami? Na pewno jest jakaś misja, i wyznaczone cele w kierunku których podążasz.. Ile w tym spontaniczności, a ile zaplanowanej treści przygotowanej pod konkretny cel?
Założyłam bloga w dość trudnym momencie życia i chciałam w ten sposób po prostu pomóc sobie. Zadziałało. Kategoria „moda i uroda” to pozostałość po tym pierwszym etapie i moich nieudolnych eksperymentach szafiarskich – w kontekście nowszych tekstów tamte posty nie mają specjalnej wartości, ale nie chcę niczego kasować, odcinać się od tego, jak zaczynałam. To dzięki środowisku związanemu z modą zyskałam większe grono czytelników i nie widzę powodu, żeby to ukrywać. Gdyby nie Tobiasz Kujawa (Freestyle Voguing), Harel, Venila Kostis czy Miss Ferreira, być może w dalszym ciągu pisałabym dla kilkudziesięciu osób.
Wciąż nie mogę zdecydować się jednak, czy chcę pisać bardziej o kulturze czy też o kwestiach społecznych. Ten drugi rodzaj tekstów jest dla mnie niesamowicie wyczerpujący, poruszanie pewnych tematów kosztuje mnie wiele emocji i czasu potrzebnego do opracowania materiału i linii argumentacyjnej. Pisałam o patriotyzmie i macierzyństwie, o specyfice mojego pokolenia i o przemocy w rodzinie – lubię te teksty i cieszę się, że powstały, ale stworzenie ich, a później opanowanie rozwijającej się w komentarzach dyskusji sprawiło, że powiedziałam wszystko, co miałam na te tematy do powiedzenia.
Tekst zawsze zaczyna się od impulsu. Coś nie daje mi spokoju, chcę o tym mówić głośno, zaprotestować lub poprzeć publicznie. W kwestii kultury – chętnie używam bloga, żeby promować interesujące mnie inicjatywy i dzieła. Mam taką naturę, że jeśli coś mi się spodoba, dręczę wszystkich znajomych, żeby też to sprawdzili, rozsyłam linki, polecam. Jedna z koleżanek nazwała to kiedyś „tattwa channel” i tak też nazwałam konto na Twitterze. Blog jest przedłużeniem tej działalności – to mój sposób na wypieranie tego, co uważam za kiepskie, jak „50 twarzy Greya” czy „Warsaw Shore”. Chociaż czasami ostro krytykuję, staram się raczej proponować alternatywę. Nie chodzi tu o promowanie tzw. „kultury wysokiej” (to dość sztuczny podział), ale o wzbudzenie w odbiorcy chęci po sięgnięcie po coś innego, bezustanne rozwijanie się.
Muszę zauważyć, że Twoje treści są bardzo atrakcyjne. Ich wartość to nie tylko temat, ale jakość tekstu, który pozwala poruszyć wyobraźnię, przyswoić trochę porządnego słownictwa i zorientować się, że język polski jest przepiękny, jeśli odpowiednio się go używa. Myślałaś kiedyś o napisaniu książki?
Kiedy miałam 10 lat, postanowiłam, że zostanę wybitną pisarką i dostanę Nobla. Póki co, plan jest ciągle w fazie realizacji :) Zawsze chciałam spróbować sił w prozie, ale mam coraz większe obawy, czy podołam. Jestem obserwatorem, dużo dostrzegam i analizuję, ale nie mam wyobraźni. Jeśli miałabym napisać książkę, mogłaby być to tylko proza osadzona tu i teraz, bazująca na życiu, jakie znam. Taki rodzaj pokoleniowego reportażu. Ostatnio bardziej zresztą marzy mi się Pulitzer :D
Lubię bawić się językiem, testować, ile zniesie. Nie staram się pisać przesadnie poprawnie, często wyrażam się kolokwialnie, używam slangu. Piszę tak, jak mówię – może tylko stukając w klawiaturę mniej przeklinam. Powiedziałabym, że to wypadkowa języka literackiego, naukowego i bardzo, bardzo potocznego.
Czy to nie jest trochę tak, że Ci którzy mają wielki talent, wręcz artystyczne pióro, często nie mają szans z średniej jakości autorami, którzy dają sobie radę, bo teraz jest moda na spryt i biznes, hasztagi, memy, statystki, a nie na poetycką twórczość?
Wydaje mi się, że kluczowym pojęciem jest tu charyzma. Nie ma znaczenia, czy ktoś pisze dobrze – ważne, czy ma coś istotnego do powiedzenia, potrafi porwać za sobą ludzi. Owszem, jest ogromna grupa twórców ewidentnie komercyjnych, tzn. takich, dla których sprzedaż produktu/dzieła jest nadrzędnym celem, ale moim zdaniem jest miejsce na tych, którzy mają silny głos i wartościowy przekaz. Chociaż pewnie jest sporo prawdy w tym, że wrażliwi poeci mają dzisiaj pod górę – liczy się silna, wyrazista osobowość, siła przebicia. Słowo pisane ma się jednak dobrze, tak myślę, przynajmniej, jeśli chodzi o literaturę. W przypadku blogów i prasy jest to bardziej skomplikowane: teoretycznie można sprzedać odbiorcy wszystko i wiele osób to praktykuje. Wszystko zależy od tego, do kogo chce się pisać – jeśli do wszystkich, siłą rzeczy trzeba iść na pewne ustępstwa. Jeśli ktoś marzy o milionach fanów, musi być przystępny w odbiorze, wpisywać się w trendy (lub kreować je). Ale pozostaję optymistką: najbardziej niepokoi mnie, że codziennie znajduję w sieci tyle świetnie piszących osób. Robią mi konkurencję :)
Czy blogowanie jest Twoim sposobem na życie? Czym jeszcze zajmujesz się na co dzień? Z Twoich tekstów można się trochę o Tobie dowiedzieć, ale załóżmy, że miałabyś powiedzieć 'coś o sobie'..
Wciąż próbuję skończyć studia i pewnie w końcu to zrobię. Jestem niesamowicie chaotyczna, interesuje mnie wiele różnych rzeczy, ale szybko się nudzę. Chciałam być pisarzem, dziennikarzem, naukowcem, dyplomatą, teraz przechodzę fazę zainteresowania reklamą i szukam pracy w branży (copywriting lub social media). Obecnie jestem redaktorem portalu Gildia.pl i pracuję dla agencji eventowej UK-Event, udzielam korepetycji z języka polskiego, piszę teksty na zlecenie, zarządzam kilkoma stronami internetowymi i fanpage'ami. W wolnych chwilach czytam, oglądam ogromne ilości filmów i seriali, słucham muzyki i spędzam dużo czasu z przyjaciółmi – to chyba sprawia mi najwięcej przyjemności. Stanowczo za mało się ruszam, mam zamiar to zmienić w najbliższym czasie. Myślę też o tym, żeby wrócić na uczelnię na dłużej. A może pójdę na inne studia? Ostatnio marzy mi się kognitywistyka w Toruniu, chociaż filologia klasyczna też niebezpiecznie kusi...
Blogowanie chwilowo zeszło na dalszy plan mojej codziennej aktywności, ale to sytuacja przejściowa. Mam teraz inne powody do pisania niż na początku, nie traktuję tego już jak terapii i katalizatora swoich wewnętrznych napięć i frustracji. W ciągu ostatnich miesięcy przemyślałam wiele kwestii, myślałam nawet o zamknięciu bloga, ale czytelnicy i zaprzyjaźnieni blogerzy przekonali mnie, że to, co robię, ma jakiś sens. Na wiosnę zaplanowałam powrót do dawnej formy.
I tu wypada zapytać o twoich odbiorców. Do kogo chcesz trafiać, i czym inspirować? Za co cenisz innych ludzi i co Ciebie inspiruje?
Interesują mnie tylko ludzie myślący samodzielnie. Nie znoszę stereotypów, szablonów, norm i konwencji. Nie interesuje mnie, co „wypada”, lubię przekraczać granice tylko dlatego, że mogę. Jeśli miałabym wskazać jedną rzecz, którą chciałabym przekazać, byłaby to odwaga do wykraczania poza ramy, do kwestionowania autorytetów i ogólnie przyjętych prawd. Nie ma w tym buntu – uważam po prostu, że nikt nie ma monopolu na prawdę. Nie liczy się, kto zabiera głos, ale jakie ma argumenty. Jeśli wierzę, że coś jest warte obrony, będę tego bronić, niezależnie od tego, ile osób krzywo na mnie spojrzy. Merytoryczna dyskusja (nawet z samym sobą) jest dla mnie jedną z najcenniejszych rzeczy w ogóle – bez niej kultura nie ma większej wartości. Dopiero recepcja nadaje sens. Uwielbiam momenty, kiedy ktoś jednym celnym zdaniem obala całą moją argumentację i muszę zmienić zdanie, cenię sobie ludzi, którzy potrafią mnie zmusić do myślenia i weryfikowania tego, w co wierzę, obrony moich poglądów.
Nie chciałabym przy tym, żeby ktokolwiek pomyślał, że stawiam się za wzór do naśladowania, przeciwnie. Oczekuję wręcz tego, że czytelnicy wejdą ze mną w polemikę, dadzą się sprowokować do zajęcia stanowiska – nie dlatego, że jestem radykalna w poglądach, ale dlatego, że lubię podejmować kwestie, które naprawdę dotyczą wielu osób i staram się zrozumieć różne punkty widzenia. Nie chcę nikogo przekonywać do swoich pomysłów. Chciałabym po prostu, żeby poglądy każdego z moich czytelników, każdego człowieka w ogóle, były oparte na przemyśleniach, obserwacjach, samodzielnie wyciągniętych wnioskach. Nie na tym, co mówią gadające głowy w telewizji, ulubiony bloger, nauczyciel, polityk, ksiądz czy nawet rodzic. Nie wierzę w obiektywne prawdy.
Inspirują mnie cudze pasje i osiągnięcia. Uwielbiam osoby zarażające entuzjazmem, które potrafią mnie namówić na coś, czego nie planowałam: nieważne, czy chodzi o szachy, spontaniczny wyjazd na drugi koniec Polski, karaoke czy kurs garncarstwa. Otaczają mnie niesamowici ludzi, którzy robią niesamowite rzeczy – nagrywają płyty, tańczą, grają, projektują, uprawiają sport, piszą książki, robią karierę naukową, malują, robią zdjęcia, angażują się w inicjatywy społeczne. Jakiś czas temu poznałam chłopaka, który z takim zaangażowaniem opowiadał o byciu kibicem, że sama chciałam wybrać się na mecz piłki nożnej! Wydaje mi się, że w każdym można odkryć coś tak pasjonującego i lubię drążyć, aż nie znajdę tego w osobie, którą właśnie poznałam. Z cudzych pasji i sukcesów czerpię dużo energii i radości, każda taka sytuacja napędza mnie do działania i motywuje.
Z pewnością przyglądasz się pracy innych blogerów? Czy jest coś, co przeszkadza Ci w środowisku blogów lifestyle'owych? A żeby było sprawiedliwie, to za co lubisz to środowisko? Czy w ogóle aspirujesz do bycia blogerką na pełen etat?
Chciałabym żyć z pisania, niekoniecznie z blogowania. Nigdy nie cierpiałam na nadmiar gotówki i nie mam wielkich wymagań finansowych, przez to mogę pozwolić sobie na bycie hippisem i robienie tego, co lubię, nawet jeśli oznacza to brak wynagrodzenia. Nikt kto mnie zna, nie powiedziałby chyba, że mam lewackie poglądy, ale męczy mnie bezmyślny konsumpcjonizm, masowość produkcji, korporacje. To jedna z tych rzeczy, których nie lubię na blogach lifestyle'owych – głód posiadania, kupowania, bycia cool. Nie uważam, że to złe czy niemoralne, ale nie chcę promować takiego stylu życia. Lubię za to blogi, których autorzy przekonują swoich czytelników, że wszystko w życiu zależy od nich, że warto walczyć o swoje cele, poświęcić czas i energię na realizację marzeń.
Sukcesy blogerów takich jak Fashionelka, Kominek, Jessica Mercedes czy Krzysiek Gonciarz inspirują – pokazują, że nie trzeba być czyimś synem czy przyjacielem, nie trzeba koniecznie mieć pieniędzy na wypromowanie się, wystarczy po prostu metodycznie podejść do tego, co się kocha i wytrwać. Wiele osób krytykuje ich za styl życia, ale istotne jest to, że są szczęśliwi, zadowoleni z tego, co mają (nawet jeśli dla nich to dopiero początek). Mają być z czego dumni. Nie czytam ich blogów, ale cieszę się, że są – być może dzięki nim pewna grupa ludzi zdecydowała się pójść na żywioł i zaczęła realizować swoje marzenia. Nawet jeśli zaczęli tylko od blogowania czy kręcenia amatorskich filmów na YT.
Ostatnio specjalnie przed wywiadem z Tobą przyglądnęłam się lepiej kilku blogom, które od jakiegoś czasu śledzę i nasunęło mi się na myśl trochę pytań. Czy to nie jest trochę tak, że polska blogosfera jest póki co miejscem dla narcystycznych autorów, którzy chcą dyktować, a nie inspirować? Wśród kilku "obiecujących" blogerów występuje bezradność i złość na wszystko co nie jest ochem i achem, i nie mówię o pospolitym hejcie, ale o konstruktywnych wypowiedziach czytelników. Jaka jest Twoja społeczność, udało Ci się zgromadzić odbiorców zdolnych do ciekawej dyskusji? Czy w ogóle można z Tobą dyskutować?
Nigdy nie moderowałam dyskusji na blogu, odkąd go prowadzę, usunęłam tylko dawno temu dwa komentarze, które naprawdę były poniżej jakiegokolwiek poziomu. Moja społeczność moderuje się sama i jestem z niej niesamowicie dumna. Nawet najchętniej komentowane teksty, które liczyły sobie kilka tysięcy unikalnych odsłon, nie prowokowały bezmyślnego hejtu. Może dlatego, że były zbyt długie :) Cenię sobie inteligentną polemikę i szanuję celne argumenty. Uwielbiam w ogóle ludzi mądrzejszych ode mnie – kiedy muszę bronić swojego zdania, traktuję to jako lekcję, myślę wtedy szybciej, mam poczucie, że się rozwijam, jestem o krok bliższa zrozumieniu czegoś odległego.
Hejting w sieci to śliska sprawa. Obok prawdziwego problemu jest wielu histeryków z przerostem ego, którzy każde „nie zgadzam się z tobą” traktują jak zamach na ich autorytet. Problem w tym, że spora część z nich nie ma żadnych podstaw, żeby za autorytet w danej dziedzinie się uważać. Staram się omijać takie blogi szerokim łukiem, nie widzę sensu, żeby czytać opinie kogoś, kto sam siebie uważa za jedyny punkt odniesienia. Brak konstruktywnej dyskusji, odwagi do konfrontowania swoich poglądów z przeciwną opinią jest dla mnie zaprzeczeniem myślenia. Tam, gdzie nie ma miejsca na polemikę, nie może pojawić się nic wartościowego. A kiedy postać blogera i jego ego stają się ważniejsze niż sam blog i zawarta na nim treść, całość przestaje różnić się w moich oczach od wyczynów Mai Sablewskiej radzącej, jak zdrowo się odżywiać.
Myślę, że jest zapotrzebowanie na ambitne treści, chociaż tania sensacja przyciąga tłumy. Pytanie, kto ma być odbiorcą naszej działalności – tłumy czy konkretny typ czytelnika, w którego warto zainwestować swój czas. Z moich obserwacji wynika, że największe poruszanie wzbudzały wyważone, analityczne teksty poruszające trudne tematy. Nie lubię uciekać w kontrowersję, być radykalna – to zbyt łatwe i okalecza argumentację. Kiedy piszę o czymś, co wywołuje żywe emocje, staram się zrozumieć racje skrajnych stron i znaleźć punkt wyjścia do porozumienia. Nie neguję ostro żadnej postawy oprócz tych, które zakładają pogwałcenie praw i odebranie szacunku jakiejś grupie lub jednostce. Moi czytelnicy chyba to doceniają – ostatecznie wracają na bloga.
Czy są jakieś konkretne aspekty sprawiające, że warto śledzić ciekawe blogi? Co to daje Twoim zdaniem czytelnikowi? Jakie Ty blogi przeglądasz i czego na nich szukasz?
Zaglądam przede wszystkim na te blogi, których autorów osobiście lubię i cenię – Paweł Bielecki, Stay Fly, Venila Kostis, Riennahera, Halo Ziemia, Freestyle Voguing, Styledigger, nieaktywna ostatnio MojaTrawa, Zwierz popkulturalny, Muszkieter. Każde z nich podziwiam z innego powodu, ale przeważa to, że miałam okazję ich poznać (przynajmniej rozmawiając przez internet) i traktuję ich bardziej jak znajomych, a nie jak obce głosy w sieci. Od czasu do czasu odkrywam nowe, interesujące strony – wtedy zdarza mi się zakochać w języku blogera (niektórzy piszą tak, że zazdrość mnie zżera), doznać olśnienia, kiedy ktoś wyrazi moje skrywane dotąd emocje czy myśli, docenić czyjeś stanowisko w danej sprawie i bezkompromisowość. W ten sposób odkryłam w ubiegłym roku m.in. fantastycznego bloga Tl;dr, Życie pani piosenkarki autorstwa Patrycji Kosiarkiewicz, Malvinę Pe, Magdę na zimno, Journalistkę i Archiwum Chaosu. Regularnie czytam też Volanta, jestem kompletnie zakochana w Kulturą w płot – to moim zdaniem najlepszy blog o kulturze w Polsce.
Lubię rzetelną wiedzę i blogi dostarczające cennych informacji oraz wartościowych opinii (Zwierz popkulturalny, Kulturą w płot, Freestyle Voguing), promowanie postaw, które uważam za warte naśladowania (Styledigger) i bliskie mi próby pogodzenia skłóconych stronnictw, odnalezienia złotego środka, szacunek dla drugiego człowieka (Halo Ziemia). Wartość takich tekstów jest nie do przecenienia. Szanuję tych, którzy nie boją się mówić głośno o tym, co niewygodne i zamiatane pod dywan (Journalistka, Archiwum Chaosu, MojaTrawa) i tych, którzy udowadniają, że szerokie pojęcie „lifestyle” nie musi oznaczać tylko recenzowania drinków i zamieszczania fotek własnych stóp na plaży. Stay Fly, Venila czy Riennahera to inteligentne bestie, które sprawnie łączą głęboką nierzadko refleksję z lekką formą: historię Tudorów i koronkowe sukienki, teksty Hłaski i spacery z psem po łące, dobre burgery i ciary na plecach. Pisanie mądrych rzeczy w przystępny sposób to moim zdaniem sztuka o wiele trudniejsza niż wymądrzanie się w pełnych patosu tekstach. Pawła Bieleckiego natomiast po prostu kocham. Za całokształt.
Z punktu widzenia czytelnika największą wartością bloga może być jego wartość poznawcza (w tym wypadku liczy się merytoryka) albo możliwość identyfikowania się z autorem i jego postawą, czasami chęć naśladowania go. Ten drugi aspekt jest bardziej subiektywny. Wiem, że ogromną rolę ogrywają dla wielu osób blogi, których autorzy piszą o codziennych, życiowych problemach albo wręcz ludzkich tragediach (jak Zorkownia czy Chustka) – czytelnikom, którzy sami są w podobnej sytuacji daje to poczucie, że nie są sami ze swoim nieszczęściem, że jest ktoś, kto doskonale to rozumie i potrafi mówić głośno o tym, jak jest. Wartość tych dwóch blogów jest niemożliwa do ocenienia, nie da się stwierdzić, ilu osobom pomogły, ile uwrażliwiły na krzywdę drugiego człowieka. Wydaje mi się, że – uogólniając – chęć identyfikacji jest w kontekście blogów nadrzędna. Większość ludzi chce mieć poczucie, że jest częścią jakiejś grupy, w której mogą czuć się akceptowani i bezpieczni, przebywać w otoczeniu osób, które podzielają ich poglądy i reprezentują podobne wartości. Pozostaje pytanie, czy czytanie czyjegoś bloga może zmienić życie odbiorcy. Ja uważam, że tak. Gdybym w to nie wierzyła, już dawno rzuciłabym blogowanie w cholerę. Jeśli piszę o alkoholizmie lub przemocy i dostaję maila od czytelniczki, która po raz pierwszy w życiu odważyła się podzielić z kimś swoim problemem, mam poczucie, że warto. Blog zmienił moje życie na lepsze pod wieloma względami. Czas przekazać tę energię dalej, nawet jeśli to idealistyczne i mało profesjonalne podejście.
Skąd się wzięłaś… geograficznie – z Gliwic, metaforycznie – z konieczności ukierunkowania swojej megalomanii
Jak długo piszesz... pierwsze wiersze pisałam mając 12 lat, w gimnazjum publikowałam już artykuły w lokalnym magazynie i wysyłałam teksty na konkursy literackie, czasami nawet z pozytywnym skutkiem
Najważniejsze dotychczasowe osiągnięcie... kiedyś przez cały rok chodziłam regularnie na siłownię i udało mi się zrzucić 10 kilo. Do tej pory to przeżywam.
Najbardziej lubisz … zasypiać na 10 godzin w poczuciu kompletnego fizycznego wyczerpania. I przebywać w wodzie – nieważne, czy chodzi o wannę, czy o basen.
Denerwuje Cię... bezmyślność, małostkowość, wyrachowanie, materializm i powolny internet.
Marzysz o... pokoju na świecie. Poważnie. Ale chciałabym też wyjść za mąż za szkockiego lorda, koniecznie z własnym zamkiem. Albo mieć lamę.
Moda... jest formą sztuki, tak samo ważną jak malarstwo czy muzyka
Muzyka... powinna wywoływać intensywne emocje.
Ekologia... jest kosztowna i wywołuje we mnie wyrzuty sumienia, bo za mało o niej myślę.
Ulubione przekleństwo... kocham wszystkie tam samo, jak własne dzieci.
A w Krakowie… najlepszy jest Kazimierz nocą. I Podgórze – o każdej porze.
Twoje ostatnie zdanie... nie ma miłości, trzeba robić melanż.
Zapraszamy Was serdecznie na bloga - www.tattwa.pl.
Magdalenie serdecznie dziękujemy za poświęcony dla nas i naszych czytelników czas!
Trzymamy mocno kciuki za wszystkie plany i życzymy dużo pozytywnej energii!